Koralowa Sally Hansen- mieszane uczucia.

Dzień dobry! 
Dzisiaj krótko, a może trochę dłużej o lakierze Sally Hansen, Complete Salon Manicure, nr 546, Get Juiced.

Będąc w Anglii stwierdziłam, że kto jak kto ale ja bez nowego lakieru wrócić nie mogę! 
Trochę to trwało, ale w końcu wybrałam ten, który spełniał moje wymagania.
Wszystkie poprzednie miały nie taki kolor, nie taką konsystencję, nie taki pędzelek, albo cokolwiek innego nie takiego
Mój facet i jego siostra już mieli dość no bo "Ileż można wybierać lakier?!", ale w końcu się udało zdecydowałam się na Sally Hansen, cena była dość spora, bo 7£ czyli jakieś 30zł, ale stwierdziłam, że raz się żyje. 

Zapraszam teraz na krótką recenzję. 


 Lakier ten zamknięty jest w buteleczce o pojemności 14,7ml. Prezentuje się dość ciekawie. Największą zaletą opakowania jest jednak gumka umieszczona na zakrętce, zdecydowanie ułatwia ona zakręcenie/odkręcenie lakieru oraz operowanie pędzelkiem. 


 Co do samego pędzelka, jest taki jak lubię, szeroki, dość gruby, łatwo pokrywa się nim płytkę paznokcia. 

 Jeśli chodzi o samo krycie, to jest średnie, dwie warstwy raczej wystarczają, ale mi jeszcze delikatnie prześwitują końcówki, wydaje mi się, że 3 warstwy byłyby idealne, ja jednak poprzestałam na dwóch. 

 To zdjęcie zdecydowanie najlepiej oddało kolor lakieru.
Największą jego wadą jest trwałość! Odpryskuje po dniu, pomalowanie preparatem nawierzchniowym przedłuża jego trwałość o maksymalnie jeden dzień, jak dla mnie to trochę za krótko jak na taką cenę.

Ogólnie bardzo podoba mi się wygoda w nakładaniu no i kolor jest bardzo ładny, ale trwałość psuje cały efekt.

___________________________

 Dzisiaj postanowiłam zrobić coś innego i na paznokciach za pomocą sondy z Essence domalowałam białe kropki. 
 Przepraszam za wygląd moich paznokci. Wiem, że są nierówne.
Jak Wam się podoba efekt?
Pozdrawiam. 

"A miało być tak pięknie"- czyli moja przygoda z dekoloryzacją.



Witam!
Od ostatniego posta minęło trochę czasu, wiem, że niektóre z Was czekają na nową notkę i bardzo, bardzo mi miło! Właśnie to zmotywowało mnie by ten post powstał już, teraz a nie za czas bliżej nieokreślony. 
Dzisiaj będzie o dekoloryzacji, zapraszam bardzo do czytania!



 Najpierw przedstawię Wam produkty przedstawione na zdjęciu u góry:
1. Dekoloryzatol ColorPeel, Chantal ProSalon, ok 36zł.
2. Szampon zakwaszający, Joanna, 14zł
3. Odżywka zakwaszająca, Joanna 16zł
4. Farba Multi Cream, Joanna, 8zł
5. Odżywka Jantar, Farmona, 14zł

Od jakiegoś czasu marzył mi się marchewkowy kolor włosów, ale myślałam, że to na zawsze pozostanie w sferze moich marzeń, ponieważ na głowie miałam ciemny brąz.
Jednak pojawiła się iskierka nadziei kiedy usłyszałam o dekoloryzatorach. 
Po doradzeniu się dziewczyn na forum zdecydowałam się na dekoloryzator Chantal ProSalon, ColorPeel kupiłam dwa opakowania, które wystarczyły mi na dwie dekoloryzacje.
Dokupiłam także szampon i odżywkę zakwaszającą z Joanny, również za poleceniem jednej z forumowiczek. Seria zakwaszająca przeznaczona jest do włosów po alkalicznych zabiegach fryzjerskich, zamyka łuski włosów i przygotowuje je do dalszej pielęgnacji.  Nie zabrakło także farby w moim wymarzonym kolorze.

Przed dekoloryzacją sfotografowałam swoje włosy by móc łatwo obserwować postępy.
Na początku wyglądały one tak:


Nałożyłam pierwszą turę dekoloryzatora, trzymałam na włosach 40 minut z czego przez około 5-7 minut "traktowałam" moją szczelnie owiniętą w folie głowę suszarką do włosów.
Zaglądając co jakiś czas pod folię powoli zaczynałam się irytować, ponieważ nie widziałam żadnych efektów! Zobaczyłam je dopiero po zdjęciu folii z głowy i wypłukaniu preparatu z włosów. 
Po pierwszej dekoloryzacji głowę w letniej wodzie płukałam około 15 minut.
Po wysuszeniu włosy wyglądały tak:


Byłam zachwycona! Pomyślałam jedynie "to działa!", niemalże od razu nałożyłam drugi raz dekoloryzator i postępowałam dokładnie jak poprzednio, 40 minut trzymania pod folią z czego 5-7 traktowania suszarką. Po drugiej dekoloryzacji głowę płukałam około 10 minut, następnie umyłam ją szamponem zakwaszającym do którego wcisnęłam sok z cytryny. Po osuszeniu włosów ręcznikiem nałożyłam na kilka minut odżywkę zakwaszającą
Niestety nie mam zdjęcia z tego etapu, ponieważ zdjęcie to jest w aparacie, który chwilowo odmówił współpracy.
Kolor jednak nie różnił się bardzo od tego ze zdjęcia powyżej, jedynie przy samym czubku włosy zrobiły się jaśniejsze, reszta pozostała bez zmian. 

Odczekałam jeden dzień zanim zabrałam się za koloryzację, bardzo bałam się, że włosy ściemnieją mi przez noc dlatego pierwsze co zrobiłam po przebudzeniu to pobiegłam do lustra je obejrzeć!
Na szczęście nadal były jasne, chociaż już niedługo...

Nałożyłam farbę z Joanny, po pół godziny zadowolona, że w końcu moja wredota wyjdzie na wierzch poszłam zmyć farbę z włosów i właśnie w tym momencie spotkało mnie wielkie rozczarowanie! Włosy były ciemne, jedynie rudy połysk i pomarańczowe odrosty przypominały o farbie, która chwilę wcześniej była na mojej głowie. 

Teraz prezentuje się to tak:

Włosy nie są już brązowe, są bardziej czerwone, ale jednak ciemne, dużo ciemniejsze od samego odrostu.
Byłam świadoma, że tak się może stać i nie rozpaczam, jednak byłam nastawiona na tę rudość. 

Słów kilka na temat samego dekoloryzatora:

Jestem z niego bardzo zadowolona, jak widać działa! Nie wiem co zrobiłam źle, ale dekoloryzator sam w sobie spełnia swoje zadanie. 
Zmył mi farbę z włosów nie uszkadzając ich przy tym, a na pewno nie na pierwszy rzut oka.
Włosy są miękkie, gładkie i łatwo się rozczesują nie wypadło mi ich więcej niż zazwyczaj a nawet powiedziałabym, że mniej.
Ma kilka wad między innymi jest to dostępność (chociaż ja kupiłam go w zwykłej drogerii), ale wiem, że może być ciężko i trzeba zamawiać przez sieć.
Cena też nie jest rewelacyjna, jak pisałam około 36zł za opakowanie (ale to na pewno taniej niż dekoloryzacja u fryzjera, chociaż teraz sama nie wiem czy lepiej).
No i zapach, pachnie okropnie, przepraszam za porównanie, ale jego zapach przypominał mi... szambo. Nie mogłam się tego pozbyć nawet po nałożeniu farby i umyciu włosów szamponem. 

Jeśli chodzi o sam dekoloryzator to polecam!
____________________

Na zdjęciu na początku posta widać także wcierkę Jantar, mam zamiar dzisiaj zacząć trzytygodniową kurację nim. O postępach na pewno napiszę na blogu.

Chwilowo mam problemy z aparatem, więc zdjęcia do postów będę robiła telefonem ale mimo to postaram się by ich jakość była przynajmniej przyzwoita.

Dziękuję wszystkim, którzy przebrnęli przez ten obszerny post, mam nadzieję, że komuś pomoże.
Pozdrawiam i do następnego razu! 


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...