Jak tam przygotowania do świąt? Obchodzicie, nie obchodzicie?
Dzisiejszy kosmetyczny post postanowiłam poświęcić jednemu z ulubionych mazideł do ciała (nawet nie wiem czy nie jest to ulubione mazidło). Mowa tutaj o masełku do ciała od The Body Shop.
Opakowanie w formie słoiczka, które bardzo lubię, łatwo się nakłada i mogę kontrolować ubytek. Całość w stylu TBS.
Konsystencja jest bardzo zwarta, gęsta. Naprawdę bardzo przypomina prawdziwe masło. Jednak mimo swej gęstości fajnie się rozsmarowuje i bardzo szybko się wchłania, nie pozostawia żadnego filmu.
Zapach jest nieokreślony, bardzo przyjemny, mocny ale nienachalny. Nie wiem jak pachnie papaya, więc nie mam porównania. Ten zapach ma coś z pomarańczy, ale jest bardziej cierpki, trochę gorzkawy. No i co ważne jest bardzo trwały! Zauważyłam to już przy poprzednim masełku, że one naprawdę mają niezwykle intensywne i trwałe zapachy. Kiedy się nim nasmaruję i założę piżamę to nie dość, że rano ja ciągle pachnę to drugiego dnia wieczorem piżama też.
Masełko bardzo wysoko w składzie, bo już na drugim miejscu ma masło kakaowe, na trzecim miejscu ma masło shea. Można się więc domyśleć jak dobrze nawilża. Ja domyślać się nie muszę, bo to widzę. Naprawdę już po jednym użyciu skóra jest niesamowita! Miękka, delikatna i to na bardzo długo. Po zimie miałam bardzo suche stopy, bo sobie je trochę odpuściłam, po dwóch nałożeniach tego masełka pod skarpety stopy miałam jak u niemowlaka.
Jeśli chodzi o cenę to jest dość wysoka, bo 200ml kosztuje około 60-70zł. Dostępne są na pewno w sklepach stacjonarnych TBS (choć niedawno w Katowicach tego wariantu nie widziałam) no i przez internet.
Działanie jest naprawdę super! Mam za sobą już jedno opakowanie tego cudeńka i lepszego smarowidła do ciała nie miałam. Jednak przez cenę raczej prędko na kolejne się nie skuszę. Na szczęście mam jeszcze połówkę tego i jedno całe malinowe w zapasie.
A Wy lubicie TBS? Jakie inne masła polecacie?
Pozdrawiam!
Mnie masła The Body Shop nie przekonują do siebie. Jedne przesuszają skórę, inne pachną sztucznie. No i są drogie. Super, że Tobie przypasowało działanie tego produktu. :)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia!
Zgadzam się co do pięknych zdjęć :) I w ogóle trzeba przyznać, że cały blog wygląda świetnie :)
UsuńMasła z TBS uwielbiam i kupuje je już od jakiegoś czasu, tego zapachu jeszcze nie miałam, ale bardzo mnie nim zaciekawiłaś, muszę go koniecznie obwąchać :D Ja chyba najbardziej lubię serię brzoskwiniową ♥
OdpowiedzUsuńJa kupię może ale tylko na promocji, jak dla mnie 70 zł za masło to kosmos... :(
OdpowiedzUsuńGdyby nie ta cena to już znalazłaby się w moich zasobach kosmetycznych :)
OdpowiedzUsuńNie miałam i cena raczej nie zachęca do kupna ;/
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze ale ciągle mnie kusi. :) Poczekam na bliskie spotkanie z promocją. :)
OdpowiedzUsuńJa również przyczepię się do ceny - trochę dużo jak na masło :/
OdpowiedzUsuńSzkoda, że drogie no :/ Miałam kiedyś jakąś wersję, nie wiem, czy nie coś orzechowego :) Faktycznie nawilża idealnie, ale za tę cenę mówię nie. Uwielbiam masło kawowe z joanny i przyjemne są masełka z flos leku, zwłaszcza czekoladowo-waniliowe :)
OdpowiedzUsuńja tam do ciała uwielbiam maslo shea :0 tańsze i jeszcze kilka innych funkcji spełnia :)
OdpowiedzUsuńZ maseł mam tylko te miodowe. Mam miniaturkę balsamu o zapachu mango <3 przepiękny zapach. Ale tego nie znam niestety, muszę przejść się do TBS i powąchać :D
OdpowiedzUsuńStrasznie mi się podobają opakowania TBS :> widzę,że koleżanka z wizażu, kojarzę i już raz byłam na blogu, teraz wiem jak obserwować (blogowania i obsługi dopiero się uczę :D) to zaobserwuję i chętnie poczytam Cię częściej :) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMasełka z TBS jeszcze nie miałam. Będę polować na promocję ;-)
OdpowiedzUsuń