Mam nadzieję, że jakoś żyjecie po Świętach! Po przerwie postanowiłam coś dla Was w końcu naskrobać, bo aż wstyd mi za siebie, że na tak długo odstawiłam bloga.
Dzisiaj będzie o masce, która w sumie niewiele wnosi do życia moich włosów, ale skoro już ją mam to chciałam o niej kilka słów powiedzieć.
Jest to maska laboratorium Pilomax, Henna Wax do włosów ciemnych.
Opakowanie to plastikowy słoik, ale nie zakręcany tylko taki hm.. zatrzaskiwany. Trzyma dobrze, nie rozlewa się. Jedyny jego defekt to wielkość. Jest wąski i wysoki, ja jakoś mam problem z wygrzebaniem z niego resztek.
Maska jest dość gęsta i treściwa. Potrzeba jej bardzo niewiele by pokryć cale włosy. Ja osobiście na skórę głowy jej nie daję. Nakładam ją ok 2cm od głowy. Kolor lekko różowy, niestety nie widać tego na zdjęciach.
Wystarcza na użytkowanie przez kilka miesięcy z częstotliwością 2 razy w tygodniu. Kładę ją tylko na olej, jakoś tak się już przyzwyczaiłam i inaczej jej nie stosuję jak tylko na olej.
Zmiękcza i wygładza włosy, znacznie lepiej się czeszą i fajnie domywa się po niej olej. Niestety nie wiem co jeszcze mogę powiedzieć o jej działaniu, bo nie mam pojęcia czy ten blask to po niej czy po olejach.
Wiem, że jest rzecz która mnie w tej masce drażni i jest to zapach. Pachnie jak farba do włosów, no ale w końcu wysoko w składzie ma hennę.
Oczywiście skład, który jest baaardzo ubogi! Nie posiada SLS, SLES, parabenów i silikonów no w sumie mało czegokolwiek.
Jak to dziewczyny mówiły, jest dobra jako baza. Ja do niej dodawałam czasami miodu i fakt, sprawdzała się lepiej.
Nie wiem czy kupię ją jeszcze ponownie.
Cena to ponad 30zł za 480g.
Miałyście tę maskę? Co o niej sądzicie? Jakich masek do włosów używacie?
Pozdrawiam!
PS Nie wiem czy zauważyłyście ale w prawym górnym rogu pojawiła się nowa ikonka. Jest to ikonka instagramu. Jeśli chcecie możecie zostawić namiary na siebie, chętnie pooglądam Wasze zdjęcia.