Szybki post zakupowy + przypomnienie o rozdaniu!

Cześć!
Ostatnio mam naprawdę mało czasu, ale nie chcę opuszczać mojego bloga no i Was! Obiecuję, że od przyszłego tygodnia notki będą pojawiały się nieco częściej i na pewno będą bardziej wartościowe.
Dzisiaj post na szybko, przyznam się... Będzie o moich zakupach, które poczyniłam w ciągu ostatnich kilku dni.


Na pierwszy rzut pachnące nowości! Oprócz tego, że do mojej małej kolekcji (teraz mam ponad 30 zapachów) trafiło 8 nowych wosków to przygarnęłam także pierwszą świeczkę no i nowy kominek!
Zapachy jakie zamówiłam to:

Yankee Candle

Honey Blossom
Mandarin Cranberry
Paradise Spice
Waikiki Melon
Summer Scoop

Kringle Candle

Deszczowy dzień
Wanilia cukiernika
Gorąca czekolada


No i świeczucha w moim ulubionym zapachu od YC. November Rain!


Mam też piękny kominek wpasowujący się w kolor ścian mojego pokoju!

Wpadłam dzisiaj do Biedronki i dorwałam tylko dwie rzeczy.


Mój ulubiony micel! I olejek do kąpieli z Farmony o cudownym zapachu!

Jak wiecie od pewnego czasu mam bzika na punkcie swoich włosów a, że moja stara suszarka nie spełniała moich oczekiwać to zainwestowałam  w to!


Suszarka Remington, Turbo 2200! Ma wszystko co mi potrzeba, jonizację powietrza, zimny nawiew, dyfuzor a oprócz tego wygląda przepięknie!

No i wystarczy chwalipięctwa! Teraz małe przypomnienie!

Przypominam o moim konkursie, który już za kilka godzin się kończy! 
Wystarczy kliknąć w zdjęcie by przenieść się do notki o konkursie!

http://imperfecta-beauty.blogspot.com/2014/01/rok-bloga-wygraj-kilka-kosmetykow.html 

Pozdrawiam!


Dzień z życia moich włosów, #1.


Cześć!
Myśląc o czym tu napisać nową notkę wpadłam na pewien pomysł, nie jest to pomysł zbyt odkrywczy dla większości pewnie też niezbyt interesujący, ale jednak. W sumie na początku chciałam potraktować to jako zapchajdziurę, ale w sumie... fajny pomysł na dłuższą metę.

Postanowiłam, że co jakiś czas (powiedzmy, że raz w tygodniu) będę tworzyć posta z serii 'Dzień z życia moich włosów', po prostu taki włosowy codziennik.
A to Wam się pochwalę, a to się pożalę na moje włosy. Oczywiście będę pisać czego dokładnie użyłam, jak i tak dalej. Poznacie moje minimalistyczne włosowariactwo nieco bliżej.

No to zaczynamy!

MYCIE


Dzisiaj wyjątkowo zamiast mojej ulubionej Facelle wybrałam również Rossmannowsski babydrem.

ODŻYWKA 


Do spłukiwania wybrałam jedną z moich ulubionych odżywek czyli Kallos Latte, świetnie działa na moje włosy. Wygładza je i zdecydowanie ułatwia rozczesywanie/rozdzielanie włosów.



Natomiast bez spłukiwania odżywkę, której użyłam dopiero drugi raz Joanna Naturia, mak i bawełna.

STYLIZACJA



Do stylizacji użyłam Lidlowskiego żelu do włosów oprócz tego wysuszyłam włosy suszarką z dyfuzorem, zimnym nawiewem.

EFEKT


Przyznam, że moje włosy dzisiaj nie zachwycają. Są mocno średnie. Nie wiem czy to przez koloryzację, którą wykonywałam przedwczoraj czy przez minimalistyczny zestaw, którego dzisiaj użyłam.
Jutro rozpieszczę je jakimś olejem!

Podobają Wam się notki tego typu?

Pozdrawiam!

Szminka idealna! Miss Sporty, Perfect Color Lipstic, nr 039.

Witajcie!
W końcu znalazłam trochę czasu i piszę notkę! dzisiaj będzie o szmince, szmince która podbiła moje serce. Mowa tutaj o pomadce Miss Sporty Perfect Color Lipstic, nr 039 Sweet Berry. Kupiłam ją przy okazji przeceny kolorówki w Rossie i nie zawiodłam się ani trochę!


Opakowanie bardzo fajne, nie trzeba nawet otwierać by zobaczyć z jakim kolorem mamy do czynienia. Moje jest już co prawda uszkodzone, bo zaraz po zakupie upadło mi na posadzkę, ale szminka pozostała nienaruszona.



Ja wybrałam kolor 039 czyli Sweet berry. Miałam ochotę na coś intensywnego i ta szminka właśnie taka jest, na pierwszy rzut oka jest różowa, ale kiedy nałoży się ją na usta robi się piękna, intensywna fuksja! Nigdy nie przepadałam za takimi kolorami szminek, ale od kiedy pierwszy raz pomalowałam nią usta... przepadłam!
Bardzo podoba mi się to, że nawet po nałożeniu jednej warstwy kolor jest na tyle intensywny, że nie wygląda jakbym się nie domalowała. Można dzięki temu fajnie regulować intensywność.


Jestem zachwycona zarówno kolorem jak i trwałością tej szminki! Pierwszy raz spotykam się z taką trwałością. Bez problemu utrzymuje się na ustach przez kilka godzin. Można pić, jeść a ona ciągle jest i jest. Ściera się w sposób bardzo naturalny, że tak powiem. Po prostu blednie. Nie roluje się, po prostu ściera się, robi się coraz jaśniejsza. Mi jeszcze nie zdarzyło się by "zniknęła" mi całkowicie. Zawsze po długich godzinach pozostaje, może w nieco jaśniejszej odsłonie, ale jest.
Rozprowadza się bardzo łatwo, jest taka kremowa! W dodatku cudownie pachnie, arbuzowo!

Czego tu więcej chcieć od szminki za 9zł? Chyba niczego...

No i teraz jak prezentuje się na ustach!
Ja tam lubię takie intensywne kolory, chociaż jeszcze niedawno nie chciałam nawet na takie spojrzeć.


No i na koniec jak wyglądam w pełnej krasie!


Lubicie takie intensywne kolory na ustach? Czy wolicie bardziej stonowane? 

Pozdrawiam!

Przeczytaj również na Przepis na Kobietę

Styczniowa aktualizacja włosowa!


Witajcie moi mili!
Podobno mało włosów na moim blogu, pewnie macie rację, ale jakoś nie bardzo mogę się przemóc żeby o nich napisać. Dlaczego? Bo wiem, że zajmie mi to dużo czasu, bo wiem, że notka będzie długa i wiem, że mało kto lubi długie notki więc pewnie nie będzie Wam się chciało mnie czytać a tego bym nie chciała!
Dzisiaj może będzie może nieco więcej zdjęć niż mojego przynudzania więc zapraszam!

Zaczniemy od kosmetycznych nowości do włosów.

OLEJE/OLEJKI



Duża butelka to olej krokoszowy, używam go na długość włosów, około 2cm od skóry głowy. Dlaczego? A dlatego, że opóźnia on porost włosów. Póki co sama nie wiem czy się polubiliśmy. Nałożyłam go raz na kilka godzin (w sumie nie było źle) i raz na całą noc i miałam niezły puch. Mam jednak nadzieję, że to inne czynniki a nie ten olej, bo szkoda by było.

Małe butelki to olejki łopianowe z Green Pharmacy. Póki co używałam tylko różowego (widać po buteleczce), jest on ze skrzypem polnym. Używałam go na skórę głowy, działa przeciwłupieżowo, mi jakoś bardzo nie pomógł, ale delikatne efekty są.
Pomarańczowy z olejkiem arganowym czeka na swoją kolej.

MASKI/ODŻYWKI


Po lewej jest maska z Biovaxu z olejami. Używałam jej dwa razy, spisała się całkiem nieźle, będzie dokładna recenzja jak ją odpowiednio długo potestuję.

No i maska Natur Vital, trochę się na niej zawiodłam, nie bardzo widze po niej jakikolwiek efekt, ale może też potrzeba czasu?


No i balsam do włosów Green Pharmacy z pokrzywą. Nie ma nic co mogłoby włosomaniaczkom przeszkadzać, żadnych parabenów, SLS'ów i innych SLES'ów.
Sama nie wiem co o nim sądzić, niby sprawia, że włosy są miększe i w ogóle, ale szału nie robi. Pachnie ziołowo. 

***

No to teraz czas powiedzieć słów kilka o tym co zmieniło się w moich włosach od opublikowania MWH (klik).
Przede wszystkim dopadł mnie okropny łupież przez który miałam problemy także z wypadaniem włosów. Skąd łupież? Otóż od wysławionego Jantaru! Napisze o tym osobną notkę, bo jest o czym pisać. Przez ten łupież musiałam męczyć moje włosy okropnymi myjadłami z SLSami i innymi takimi. Na całe szczęście łupież w 99% znikł, ale włosy nadal nie mogą dojść do siebie chociaż nad tym pracuję.
Byłam też u fryzjera i ścięłam sporą ilość włosów, które na szczęście w większości odrosły.

No to teraz kilka zdjęć w kolejności chronologicznej z małym opisem.

24.11.13


Tu zdjęcie po obcięciu. Jak widać obcięte nie są na prosto ale w U. Trochę za mało wycieniowane i wyglądają na ciężkie, ale nad tym popracujemy przy następnej wizycie.

08.01.2014


Nieco zmieniłam kolor, są trochę jaśniejsze. Jak widać od poprzedniego zdjęcia sporo urosły. Bardzo się cieszę, że rosną tak szybko!

11.01.2014



Przepraszam za tak nierówne zdjęcia... Następnym razem przytnę i w ogóle. Tutaj po pierwszym użyciu oleju krokoszowego. Może to jednak nie przez niego puch, kiła i mogiła?

20.01.2014


A tutaj zdjęcie na dowód tego jak bardzo włosy mogą zdemotywować człowieka! Po nałożeniu na cała noc oleju krokoszowego. To był zły dzień, bardzo zły dzień!

No i to by było w sumie na tyle. Mówiłam, że się spiszę i jestem pewna, że pewnie nie przeczytacie. Powiedzcie mi mojego drogie co chciałybyście wiedzieć o moich włosach? Coś Wam pokazać, coś wytłumaczyć? W czymś doradzić? Piszcie śmiało w komentarzach, bo nie bardzo wiem jak takie notki tworzyć. Kiepska ze mnie włosowariatka! 

Pozdrawiam Was gorąco w ten mroźny wieczór.

Czarny kokos, słodki kokos... Black Coconut od YC.

Cześć!

Miałam niby dzisiaj w planach napisać notkę, ale jakoś brakło mi czasu, później chęci. Teraz tak sobie siedzę, odpaliłam wosk (o którym dzisiaj będzie mowa) i myślę, że coś by napisał, ale nie bardzo miałam możliwość (kiepskie światło) robić teraz zdjęć do notki więc wykorzystam to co mam..

No to dzisiaj znów o wosku Yankee Candle, tym razem Black Coconut.


Tak wiem, że to zdjęcie też jakością nie grzeszy, ale mój aparat miał wtedy chyba jakiś słabszy dzień.

Po pierwsze wosk ma cudowny kolor! Z jednej strony wolę białe woski, bo się kominek tak nie brudzi, jak nie doczyszczę to nie widać i w ogóle, ale jak ładnie taki kolorowy wygląda! No i zdjęcie dla Was lepiej zrobić, białego właściwie nie widać. Lubię takie kolorowe woski.


Palę go drugi raz. Pierwszego nawet nie pamiętam i w sumie nie ma co się dziwić... Zapach nie jest jakoś bardzo chwytliwy. Jest bardzo delikatny, czuć go wyraźnie, ale nie dusi, nie dławi, mój nos nie prosi żebym natychmiast zgasiła świeczkę. Jest przyjemny, bardzo. Nie czuję w nim nic innego jak tylko kokos. Czysty, naturalny, delikatny i słodki kokos. Mi pasuje chociaż wolę naprawdę mocne zapachy. Na miły wieczór z książką i ciepłą herbatą jest super. Czuć w nim takie ciepło i spokój. Jestem bardzo na tak chociaż moim ulubionym na pewno nie jest.

A Wy miałyście ten wosk? 

Pozdrawiam!

Żel pod prysznic Alverde, kwiat frangipani. Gdyby nie ten zapach...

Witajcie!
Ten weekend był bardzo męczący, miałam nawet odpuścić dzisiejszą notkę, ale stwierdziłam, że nie!
O czym dzisiaj? O żelu pod prysznic Alverde.


Żel ten jest produktem ekologicznym, naturalnym i w ogóle fantastycznym pod tym względem. Poza tym jest z DMu, więc większość go kocha nawet nie próbując.
Opakowanie jak to opakowanie żelu pod prysznic. To jest dość wygodne a szata graficzna jasna i przejrzysta. Co w sumie jest i dobre i złe... Opakowanie to jednak nie rzecz najważniejsza.


Jest dość gęsty, baaardzo wydajny. Mocno się pieni, wystarczy go naprawdę niewiele by wyprodukować sporą ilość piany. A ja lubię kiedy produkty do kąpieli mocno się pienią. Druga rzecz która w żelach pod prysznic bardzo mnie interesuje i jest niezbędna to ładny zapach. Jak jest tu? W sumie to jest kiepsko. Zapach jest okropny, może naturalny, może nie czuć jakiejś mocnej chemii w nim, ale jest po prostu brzydki. Mdły, nijaki. Może nie wiem jak pachną kwiaty frangipani, ba! Na pewno nie wiem jak pachną te kwiaty, ale jeśli tak jak ten żel to na pewno ich nie lubię.
Pomijając zapach jest naprawdę bardzo fajny i wart uwagi, dobrze myje i oczyszcza skórę, nawilżenia nie zauważyłam to fakt, ale spełnia podstawową rolę: myje!

Chętnie skusiłabym się na inny wariant zapachowy, bo ten zupełnie do mnie nie przemawia.

Skład.

Miałyście kiedyś ten żel pod prysznic? Może jakieś inne warianty z tej serii?

Pozdrawiam!

Ratunek dla mojego makijażu! Baza pod cienie Paese.

Cześć.
Ładną mamy wiosnę tej zimy, prawda? Ogólnie to ja się z tego cieszę, lepsze to niż metry śniegu.. No chociaż czasami wolałabym ten śnieg niż deszcz i chlapę.
No ale... ja nie o tym. Ostatnio nie było miło i to dwa razy z rzędu, czas trochę podnieść na duchu inne blogerki no i siebie.
TAK! Są na rynku świetne kosmetyki, które spełniają swoje zadanie.
Dzisiaj będzie o jednym z nich. O czym? O bazie pod cienie marki Paese.

Nie wiem czy wiecie, nie wiem czy pisałam, ale mam problem z opadającą no i niestety przetłuszczającą się powieką (a nawet dwiema!). Nie muszę chyba mówić czym to skutkowało? Albo powiem... Jeśli nałożyłam na powieki cienie, jakiekolwiek, ilekolwiek i tak dalej to nie utrzymywały się one dłużej niż dwa mrugnięcia. Smutno trochę, prawda? No i właśnie z pomocą przyszła mi pewna blogerka, którą poprosiłam o poradę dotyczącą wyboru bazy pod cienie (Cosmola, dziękuję!). Prosiłam coś w miarę taniego i w miarę dobrego. Poleciła mi właśnie bazę pod cieni Paese.


Opakowanie to zakręcany słoiczek o pojemności 5ml. Wydawał mi się bardzo mały i z góry założyłam, że wystarczy mi on na bardzo, bardzo krótko... Nic bardziej mylnego! By pokryć powiekę wystarczy dosłownie muśnięcie palcem co sprawia, że nawet tak mała pojemność może służyć nam na długie miesiące, zwłaszcza kiedy nie wykonujemy makijażu zbyt często (jak ja).
Jeśli chodzi o zapach to nie wyczułam go w ogóle.
Konsystencję ma bardzo gęstą, delikatnie kremowa. Nie ma problemu z nałożeniem produktu na powiekę. Mimo, że w pierwszym kontakcie palca z bazą wydaje się ona być twarda pod wpływem ciepła robi się miękka i delikatna.


Kolor to brudny róż, momentami wpadający w fiolet. Bardzo ładnie wyrównuje koloryt powieki, dzięki czemu cienie wyglądają dużo lepiej.
No i teraz najważniejsze, czyli: czy przedłuża ona trwałość cieni?
Zdecydowanie tak! Po jej użyciu cienie utrzymują się w nienaruszonym stanie około 10 godzin. Co jest dla mnie naprawdę świetnym wynikiem. Cienie nałożone na bazę nie rolują się, nie ścierają, po prostu pozostają w miejscu w którym je nałożę. A chyba o to chodziło, prawda?
Nie próbowałam innej bazy, więc nie mam porównania, ale ta sprawdza się naprawdę świetnie! No i nie kosztuje dużo, bo 18zł.

Na pewno kupię ją ponownie kiedy mi się skończy, chyba że będę miała ochotę przetestować jakieś inne warianty.

Miałyście tę bazę? Jeśli nie to jakiej używacie?

Pozdrawiam!

PS Przypominam o rozdaniu!

Miłości to z tego nie będzie, czyli 'Snow in love' od YC.

Cześć!
Dzisiaj znów będzie niekosmetycznie. Jak wiecie, także mnie ogarnął yankeeholizm. Jednak nie wszystkie zapachy są takie piękne jak mogłoby się wydawać.
No i właśnie z takim koszmarkiem dzisiaj do Was przychodzę. Tak w ogóle to miałam pisać dzisiaj notkę o całkiem czymś innym, ale jestem zła, wkurzona i wszystko jest niedobre to i notka pochwalna nie będzie, a co!


Wygląda pięknie, jak wszystkie woski YC z resztą. No ale jeśli chodzi o zapach to już tak pięknie nie jest.
Kiedy tak go odpaliłam przyszło mi na myśl jedno.

Wyobraź sobie, że jest środek stycznia (w sumie tego sobie nie musicie wyobrażać, ale wyobraźcie sobie, że to taki zimowy, śnieżny styczeń a nie wiosenny), jesteś zmęczona, jest wieczór, ciemno, czujesz jak mróz delikatnie szczypie Cię w nos, ale wiesz że jeszcze kilka kilka kroków i będziesz w domu, będzie ciepło i przyjemnie. Stawiasz nogę na pierwszym stopniu schodów, później na następnym i kolejnym aż tu nagle poślizgujesz się i zjeżdżasz w dół lądując twarzą w ogromnej zaspie. Śnieg wpada Ci za kołnierz, wpada Ci do ust, do nosa, wszystko Ci zamarza, w pewnym momencie czujesz ten śnieg nawet w mózgu. Dusi Cię, mrozi i masz ochotę uciekać. Już. Teraz. Natychmiast. *

* nie odpowiadam za uszczerbki psychiczne po przeczytaniu próbki mojego pseudopisarstwa

No i mniej więcej właśnie czuję się podczas palenia tego wosku. Jest okropny, ciężki, zimny i mrożący wręcz. Na początku jest super, jest delikatny, nawet przyjemnie, chłodno, ale z każdą sekundą staje się coraz bardziej nieprzyjemny a kiedy osiąga punkt kulminacyjny jest wręcz nie do zniesienia i mrozi wszystko co się znajduje w jego zasięgu.

Chciałam zrobić dla Was zdjęcie jak wygląda w kominku, jak się roztapia i tak dalej. Bardzo Was lubię, szanuję i doceniam, ale jednak swój nos nieco bardziej. Mea culpa! Przepraszam. Wybaczcie.
Jest to chyba drugi wosk Yankee Candle z którym się nie polubiliśmy, na 21 palonych to i tak całkiem niezły wynik.

Miałyście ten wosk? Co o nim sądzicie?

Pozdrawiam!

No i co ja mam powiedzieć..? Exclusive Cosmetics, SPA dla dłoni, rękawiczki!

Cześć!
Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją rękawiczek do pielęgnacji dłoni, które otrzymałam na Blogowe Mikołajki.
Zapomniałam o nich całkowicie, ale wczoraj mnie oświeciło no i w końcu ich użyłam.


Opakowanie do złudzenia przypomina opakowania firmy Eveline. A może tylko dla mnie? Ogólnie nie ma się tu nad czym rozwodzić, sympatyczne jest.


W środku znajdziemy foliową torebeczkę (?) w której jak można się domyślić znajdują się dwie rękawiczki i paseczki do zalepienia jeśli rękawiczki bardzo nam odstają.
Wyglądają one tak:


To co mogę przyznać to fakt iż rękawiczki są bardzo fajnie zapakowane, oprócz tej torebeczki rękawiczki są połączone by zawartość nie wylewała się na zewnątrz.
Producent informuje nas, że powinnyśmy z tymi rękawiczkami siedzieć (ewentualnie stać, leżeć co tam kto woli) przez około 30 minut.
No to założyłam...


Po pierwszych kilku minutach uderzył (dosłownie!) mnie zapach, szczerze to go nie pamiętam, nie wiem czy był ładny, brzydki czy jaki, wiem, że był mocny, duszący, okropny! Jeszcze kiedy miałam ręce daleko od twarzy to dało się przeżyć, ale każda próba zbliżenia rękawicy do twarzy kończyła się niemalże dusznością!

Odczekałam te 30 minut, zdjęłam! Producent informuje, że resztę produktu należy w dłonie wetrzeć. Tak też zrobiłam. Dłonie były bardzo fajne, gładkie, miękkie w pierwszym momencie byłam z efektu zadowolona (pomijając fakt, że mimo wytarcia rąk pozostał na nich tłusty film).
No i na tym by się zachwyty skończyły, bo wszystko było super do dzisiejszego poranka kiedy to stwierdziłam, że z cudownego efektu nie pozostało NIC i to nic przez duże N.

Więc sama nie wiem czy na plus czy na minus ocenić ten produkt. Powiem tak: sama bym nie kupiła. Mimo to dziękuję za możliwość wypróbowania ich!

No i skład.


A Wy miałyście kiedyś takie rękawiczki?

Pozdrawiam!

Rok bloga + wygraj kilka kosmetyków!


Witajcie!
Dzisiaj mija rok odkąd na moim blogu pojawiła się pierwsza notka! Jest mi bardzo, bardzo miło, że przez ten cały czas ze mną jesteście. Niektóre dziewczyny są ze mną od początku, niektóre dołączyły dopiero niedawno, ale ciągle są, zaglądają, komentują.

Jak wygląda ten rok w liczbach?

W ciągu roku zebrało Was się 206 obserwatorów!
*
Razem napisałyśmy 1905 komentarzy!
*
Napisałam dla Was 84 posty!
*
Mój blog został wyświetlony łącznie 39252 razy! 


W ciągu tego roku kilkanaście razy zmieniałam wygląd bloga i raz jego adres.

W związku z tym, że mamy Nowy Rok, niedawno stuknęło mi 200 obserwatorów no i dzisiaj mamy rok mojego bloga pomyślałam, że czas na małe rozdanie! 



Co będziecie mogli wygrać? 
  • Maska do włosów, Biovax
  • Żel pod prysznic, Original Source
  • Krem do rąk, Eveline
  • Błyszczyk do ust, Manhattan
  • Piaskowy lakier, Lovely
  • Lakier do paznokci, Wibo
  • 2x maseczka, Ziaja
  • Maseczka, Dermica
  • Wosk 'Under the Palms', Yankee Candle
No to teraz czas przejść do tego co trzeba będzie zrobić by te rzeczy wygrać.

Obowiązkowe jest publiczne obserwowanie mojego bloga, wypełnienie formularza (o którym niżej) i zgłoszenie się pod tym postem.

Skoro to rozdanie z okazji roczku mojego bloga chcę byście go poznali nieco bardziej i w pewnym sensie zmuszę Was do tego.

Poniżej znajduje się formularz, który jest obowiązkowy by wziąć udział w rozdaniu. Wystarczy trochę przewertować mojego bloga i znaleźć odpowiedź na 5 pytań w nim zawartych! 



 Oprócz tego, że obowiązkiem jest PUBLICZNE obserwowanie mnie i wypełnienie formularza możecie też zdobyć dodatkowe losy poprzez: 


  • Polubienie mnie na FB (2 losy)
  • Obserwowanie mnie na Bloglovin (1 los)
  • Udostępnienie informacji o rozdaniu na FB (3 losy)
  • Dodanie baneru wraz z odnośnikiem do rozdania na swoim blogu (3 losy)
  • Dodanie mojego bloga do blogrolla (1 los)
  • Moje gaduły dostaną dodatkowo po 2 losy 




Rozdanie trwa od dzisiaj do 31.01.2014 do 23:59.

Formularz zgłoszeniowy

Obserwuję jako:
Formularz wypełniony jako:
Lubię na FB jako:
Obserwuję na bloglovin jako:
Udostępnienie publicznie na FB: link
Baner: adres bloga
Blogroll: adres bloga

* obowiązkowe

Regulamin:

  • Organizatorem konkursu jest autorka bloga znajdującego się pod adresem http://imperfecta-beauty.blogspot.com/
  • Wszystkie nagrody są nowe, nieużywane, zakupione specjalnie na tę okazję.
  • Konkurs trwa od dzisiaj tj. 09.01.2014 do 31.01.2014 do godziny 23:59.
  • Zwycięzca zostanie wybrany spośród osób, które poprawnie odpowiedzą na pytania zawarte w formularzu.
  • Wyniki ogłoszę maksymalnie 5 dni po zakończeniu konkursu.
  • Udział mogą brać wszyscy obserwatorzy, nie tylko prowadzący bloga.
  • Blogi typowo do rozdań nie będą brane pod uwagę.
  • Przesyłki wysyłam tylko na terenie Polski.
  • Przesyłkę nadam PP, paczką pocztową priorytetową.
  • Osoby, które po zakończeniu konkursu przestaną mnie obserwować trafiają na moją 'czarną listę' i nie będą miały możliwości brać udziału w późniejszych konkursach.
  • Konkurs nie podlega przepisom z Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz.U. z 2004 roku Nr 4 poz. 27 z późniejszymi zmianami).
     
 Tasiemiec wyszedł straszny! Mam nadzieję jednak, że dotrwacie do końca.

Miłej zabawy życzę i pozdrawiam!

Różane cudo, czyli bułgarska woda różana Mishel.

Witajcie w Nowym Roku! Trochę się spóźniłam z powitaniem, ale jakoś nie mam potrzeby istnienia w internecie od pewnego czasu. Wiem, że najbardziej cierpi na tym mój blog no i ci, którzy naprawdę chcą mnie czytać.
Dzisiaj będzie o kosmetyku, który bardzo polubiłam właściwie od pierwszego użycia, wygrałam go w rozdaniu na Kosmetycznej Wyspie.


Opakowanie to zakręcana butelka z dziurką przez którą fajnie można dozować odpowiednią ilość produktu.
Zapach bardzo, bardzo specyficzny, mogłabym nawet powiedzieć, że nieprzyjemny (no chyba, że ktoś lubi typowo różane, ale nie takie sztuczne zapachy to polecam). Nie jest on jednak na tyle drażniący bym miała z tego kosmetyku rezygnować.

Jeśli chodzi o działanie to ma cudowne dla mojej skóry! Staje się ona tak przyjemnie napięta, gładka, nie pozostawia żadnego filmu, działa łagodząco i super działa na drobne wypryski. Cera robi się rozjaśniona i promienna.
Nie mogę powiedzieć złego słowa na temat tego kosmetyku, bo się po prostu nie da!
Przemywam nim twarz za każdym razem kiedy czuję się... brudna. Bardzo fajnie odświeża! Jest dość wydajna, zrobiłam odlewkę 100ml koleżance a jeszcze sporo mi zostało mimo w miarę regularnego stosowania. Buteleczka ma 330ml.


No i skład. Chyba nic dodać, nic ująć.

Miałyście kiedyś wodę różaną? Lubicie?

Pozdrawiam!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...