Zakochanie od pierwszego pomalowania. Golden Rose, Matte Velvet, nr 102.

Dzisiaj postanowiłam podzielić się z Wami opinią o lakierze, w którym zakochałam się od pierwszego spojrzenia można powiedzieć, a miłość wypełniła się w momencie kiedy zobaczyłam go na swoich paznokciach, już wiedziałam, że to nie pierwszy raz kiedy na nich zagościł.


Już w buteleczce widzimy z jakim lakierem mamy do czynienia, ponieważ i ona jest satynowa, cała oprawa butelki utrzymana jest bardzo w stylu Golden Rose. Kolor to taki trochę jeansowy niebieski, mi on się bardzo spodobał i zapoczątkował moją miłość do niebieskich lakierów, za którymi tak naprawdę nigdy nie przepadałam.


Pędzelek jest bardzo cienki, co na początku trochę mnie zmartwiło, ponieważ osobiście wolę pędzelki dość grube. W tym przypadku jednak nie miało to większego znaczenia, ponieważ bardzo dobrze się nim operuje, świetnie współgra z konsystencją lakieru, dzięki czemu bardzo łatwo jest pokryć płytkę paznokcia nie brudząc przy tym skórek.
Wyżej wspomniana konsystencja jest dość gęsta. Lakier ma dość dobre krycie, myślę, że dwie warstwy w zupełności wystarczą, by dokładnie pokryć płytkę paznokcia. Ja nałożyłam trzy warstwy, by uzyskać jakby głębszy odcień.


Na paznokciach wygląda cudownie! Po prostu jestem zauroczona jego wykończeniem. Jak sama nazwa wskazuje jest aksamitny, nie jest typowo matowy, ale nie jest też błyszczący a w dodatku iskrzy się mnóstwem drobinek.
Do tego jego trwałość jest niesamowita, bo przy wykonywaniu różnych czynności, takich jak zmywanie, pielenie grządek, przesadzanie kwiatów, on bez problemu (i bez topu) wytrzymał prawie cały tydzień.
Dodam jeszcze, że lakier przy zmywaniu nie stwarza żadnych problemów, zmywa się bardzo dobrze i bardzo szybko.
Ja już poluję na inne odcienie z tej serii, bo ten mnie absolutnie zauroczył! ;-)

A Wam jak się podoba? Lubicie lakiery Golden Rose? 

Aktualizacja włosowa, maj 2014.

Do końca maja zostało zaledwie dwa dni, więc najwyższa pora na aktualizację. Spodobała Wam się tamta, krótka i treściwa forma więc przy niej pozostaniemy.
W tym miesiącu trochę z włosami kombinowałam, póki co koloryzację odstawiłam na bok, bo jeszcze jej nie wymagały, ale poszalałam z cięciem, ale o tym już za chwilę ;-)


Kosmetyki do włosów kupione w tym (już zeszłym) miesiącu: Musze się pochwalić (tak, pochwalić, bo staram się nie kupować a zużywać), że w tym miesiącu nie przybył mi ani jeden kosmetyk do włosów! ;-) mam jeszcze spore zapasy szamponów, odżywek, masek i z tych zasobów korzystam. 
Najczęściej używany olej: W tym miesiącu miejsce mojego ukochanego oleju sezamowego zajął olej z orzechów arachidowych. Co prawda nie podbija mi tak skrętu jak olej sezamowy, ale włosy są po nim dociążone, nawilżone i błyszczące.
Najczęściej używany szampon: Tu też zmiana, bo tym razem najczęściej używałam babydream, moje włosy zaczynają się z nim lubić i już się tak nie plączą.
Najczęściej używana d/s: Tutaj trochę pół na pół, bo używałam zarówno Garniera AiK jak i balsamu Ms Potter's z aloesem i jedwabiem. Ten drugi coraz fajniej działa na moje włosy.
Najczęściej używana b/s: Joanna wrzos i mięta 
Przyrost: W tym miesiącu przyrost trochę osłabł, bo urosły około 3cm, odrost mam na 2,4cm, ale farbowałam włosy 3 tygodnie temu, więc doliczyłam sobie te kilka milimetrów :-P
Długość włosów: w najdłuższym miejscu włosy mają długość około 46cm
Grubość kucyka: 11cm 


W poniedziałek wybrałam się do fryzjera. Chciałam nieco podciąć to co najbardziej zniszczone (poszło ok 4-5cm) no i zrobić cięcie warstwowe, chciałam żeby skręt mi się trochę podniósł. Cięcie samo w sobie nie było złe, oprócz tego, że zamiast U pani obcięła mnie w bardzo mocne V. Pomijam już to, że włosy wyglądały jak siano (patrz zdjęcie po lewej), z powodu okropnych błędów przy stylizacji. Następnego dnia zrobiłam włosy po swojemu i to co zobaczyłam doprowadziło mnie niemal do łez, z włosów, które były gęste, niesamowite objętościowo zostały mi smętnie wiszące firanki i w dodatku ten brzydki ogon (patrz zdjęcie po prawej). ;-(


Z racji tego, że nie mogłam na ten ogon patrzeć moja Pani fotograf po prostu go ciachnęła, by włosy bardziej przypominały U (patrz zdjęcie po prawej). Tył nadal nie do końca mi się podoba, wydają się bardzo cienkie, smętne i liche, co prawda skręt jest wyżej, ale nie jest to coś czego oczekiwałam.
Zachwycona jestem natomiast tym jak układają się z przodu. Bez cięcia warstwowego nie było szans by skręt był tak wysoko i co najważniejsze by trzymał się tak długo. Po godzinie-dwóch od mycia miałam okropny wyprost, to zdjęcie wyżej robione jest po pięciu godzinach od mycia i włosy w takim stanie utrzymują się do dziś. ;-)
Na całe szczęście z tyłu się nie widzę, więc jakoś muszę przeżyć to jak wyglądają, przód natomiast mnie zachwyca ;-)

A jak Wasze włosy w tym miesiącu? Jakiś progres? 

Denko luty-maj 2014!

Denka jeszcze u mnie nie było, choć blog ma już prawie półtora roku ;-) postanowiłam jednak prowadzić tę serię na mojego bloga, bo wiem że cieszy się dużą popularnością. Sama lubię pooglądać jak idzie Wam zużywanie kosmetyków.



Z racji tego, że nie zużywam jakoś bardzo dużo kosmetyków miesięcznie, ba zużywam ich tyle co nic, postanowiłam robić denko raz na cztery miesiące. Niestety nie zdążyłam zbierać opakowań od początku roku, więc zaczniemy od lutego. Mam nadzieję w najbliższym czasie produkować więcej odpadów to może denko będzie pojawiać się częściej ;-) no ale do rzeczy!
Acha, będzie sporo zdjęć :D ostrzegam! Nazwa kosmetyków, które recenzowałam będzie podlinkowana i będzie miała kolor fioletowy, wystarczy kliknąć.


The Body Shop, masło do ciała malinowe - jest cudowne, pachnie obłędnie, jeszcze lepiej nawilża. Po prostu miłość! Czy kupię ponownie? Tak! 

The Body Shop, masło do ciała papaya - kolejne masełko TBS, które kocham miłością wielką! Czy kupię ponownie? Tak! 

Ziaja, Rebuild Odbudowa Skóry, Masło do ciała - miałam chyba dwa kosmetyki z tej serii, jeden był całkiem w porządku, ten.. taki sobie. Dodatkowo niezbyt fajnie pachniał. Czy kupię ponownie? Nie

Wellness & Beauty, kremowy płyn do kąpieli kakao i jojoba - Przeciętny płyn do kąpieli, powiedziałabym, że nawet poniżej przeciętnej. Inne zapachy kuszą, ale wiem, że długo się nimi nie nacieszę, więc odpuszczam. Czy kupię ponownie? Nie


Facelle, płyn do higieny intymnej - Sama nie wiedziałam gdzie go umieścić, bo używam go zarówno zgodnie z przeznaczeniem, do mycia twarzy no i do włosów. Jednak postanowiłam wrzucić go do włosów, bo to właśnie na włosy idzie go najwięcej. Jak widać poszły dwie butelki. Muszę napisać o nim w końcu recenzję! Czy kupię ponownie? Tak! 

Garnier, odżywka do włosów, Awokado i masło karite - Bezapelacyjnie moja ulubiona odżywka do spłukiwania. Ostatnio coś tam z nią konkurował balsam aloesowy Potter's, ale zdecydowanie AiK wygrywa! Czy kupię ponownie? Tak! 

Laboratorium Pilomax, Henna Wax, Regenerująca maska do włosów ciemnych - To jeden z tych produktów, z którymi zupełnie się nie polubiłam. :-( nie mogłam się doczekać aż dobije dna, w końcu się jednak udało! Czy kupię ponownie? Nie


Be Beauty, krem do rąk, masło shea i olejek kokosowy - Ten krem kupiłam chyba sto lat temu, całkowicie o nim zapomniałam. Jednak pewnego dnia przypomniałam sobie i zaczęłam namiętnie używać. Bardzo fajny i tani, pewnie coś podobnego jest w Biedronce, bo tej wersji już niestety nie widziałam. :-( Czy kupię ponownie? Gdyby był dostępny to TAK! 

Green Pharmacy, krem do rąk z aloesem - Produkt całkiem w porządku, jednak nie na tyle bym chciała go kupić drugi raz. Chętnie jednak wypróbuję innych wariantów. Czy kupię ponownie? Nie


Isana, bezacetonowy zmywacz do paznokci - Zmywacz to coś co idzie u mnie jak woda, szukałam czegoś bezacetonowego i trafiłam właśnie na ten zmywacz. Jest bardzo fajny, ale trochę wysusza skórki. Czy kupię ponownie? Nie wiem

Lovely, matujący top coat - Uwielbiam, uwielbiam i jeszcze raz uwielbiam! :-) jestem wielką fanką matowych paznokci, a ten top coat pozwala mi je mieć w dowolnym odcieniu! Czy kupię ponownie? Tak! 

Essence, express dry drops - Bardzo fajny wysuszacz do lakieru, który chętnie bym popróbowała w całości. Póki co jednak mam inny no i lubię testować tego typu kosmetyki, więc nie wiem czy do niego wrócę. Czy kupię ponownie? Nie wiem


Be Beauty, płyn micelarny - mój pierwszy i jedyny micel jaki do tej pory używałam. Bardzo go lubię i mam ochotę wypróbować inne, ale pewnie i tak do niego wrócę, bo jest bardzo tani i spełnia swoje zadanie. ;-) Czy kupię ponownie? Tak! 

Ufff! udało się, już dawno nie pisałam tak długo jednego posta, napisanie go zajęło mi prawie półtorej godziny. Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was na śmierć i dobrnęliście do samego końca. ;-)
Lubicie denkowe posty czy raczej nie?

Jak u Was zużycia w tym miesiącu? Mieliście jakieś kosmetyki, które zużyłam? 

Kwiaty muskane wiatrem z nutą wanilii. Black Plum Blossom, Yankee Candle.

Zastanawiałam się o którym wosku napisać, zawsze się zastanawiam długo nad tematem posta, bo oprócz tego, że chcę napisać o tym o czym napisać chcę, to chcę by posty Was interesowały. Zawsze bardzo pożądane są nowości, ten zapach całkowitą nowością nie jest, ale pochodzi z kolekcji Q2, więc z ostatniej. Oprócz Black Plum Blossom z kolekcji Q2 mam jeszcze Sweet Apple, o którym postaram się napisać w następnym tygodniu. Póki co szukam ładnych jabłek do zdjęcia :-P


Pierwsze co mnie niezwykle zauroczyło w tym wosku, jeszcze przed powąchaniem to jego kolor, jest taki inny od innych :-) nieco wyłamuje się spoza pozostałych wosków YC, patrząc na niego (i wąchając), chętnie przytuliłabym świecę.
Jednak nie kolor a zapach w woskach jest najważniejszy, ten jest niezwykle ciekawy, ciepły i otulający. Prawdę mówiąc spodziewałam się czegoś innego, znacznie bardziej świeżego i kwiatowego, ten nie pasuje mi do lata, bardziej do jesieni. Mimo tego, że nie pasuje do kolekcji letniej to jest cudowny. Wielowymiarowość nie przestaje mnie zachwycać, w jednej chwili czujemy muśnięte wiatrem kwiaty, zaraz perfumeryjność białego piżma a między tym wszystkim przeplata się wanilia, taka słodka, ale delikatna, dopełniająca całość. Jest to zapach absolutnie cudowny, uzależniający! Jego intensywność jest równie idealna jak on cały, bardzo wyraźny lecz nienachalny, czuć go z daleka, ale nie powoduje kręcenia w nosie (no chyba, że moje nozdrza drżą z rozkoszy). Zapach utrzymuje się w powietrzu bardzo długo, kiedy odpalam go wieczorem to rano jest on nadal bardzo wyczuwalny.
Na pewno będzie idealny dla wielbicieli zapachów słodkich i perfumeryjnych. ;-)

Co sądzicie o tym zapachu? Czujecie się skuszeni? 

Marudzenie jest cnotą.

Dzisiaj post niedzielny, dawno nie dodawałam niczego "od siebie", więc dzisiaj będzie. Nie bierzcie tego wpisu tak w 100% na serio, bo nie ma on taki być. Jestem ponoć zbyt sztywna, więc pozwólcie, że rozluźnię nieco atmosferę. Mam nadzieję, że nie będzie tak źle.


Jestem marudą okropną, od zawsze. Narzekam i marudzę na wszystko, a to pogoda mi nie pasuje, a to mam włosy za brzydkie, paznokcie za brzydkie, a to inni mają coś ładniejsze, a to na blogu zobaczyłam coś czego nigdy mieć nie będę i marudzę, że nie mam. 
Z tego co wiem to nie tylko ja mam problemy z marudzeniem na wszystko, ogólnie nasza piękna ojczyzna słynie z tego, że rodacy lubią sobie ponarzekać na wszystko. 


Najgorętszym okresem w narzekaniu (pomijając to, że znajdziemy zawsze powód żeby narzekać) jest zmiana pogody, ewentualnie wybory, albo to, że zupa była za słona, sąsiad za głośno puścił muzykę, po świętach odłożyło się w boczkach a nie w cyckach. Zawsze znajdzie się powód by trochę ponarzekać! 

Jak dla mnie dzień bez marudzenia jest dniem straconym, serio! Nie potrafię powstrzymać się od ponarzekania, że ktoś ma coś lepsze/ładniejsze/droższe/fajniejsze ;-) ewentualnie mniejsze (tu zazwyczaj chodzi o mój odwłok). :-D 
Jaki jest cel marudzenia? Zazwyczaj po prostu chcemy wyrzucić z siebie całą frustrację i poirytowanie najczęściej pierdołami nie zauważając pozytywnych aspektów naszego życia. Naprawdę takie są! Uwierzcie mi na słowo! 
Po co przejmować się rzeczami na które nie mamy wpływu? Dlaczego zamiast narzekać na to jaki jest upał, nie możemy tego po prostu docenić, że tyle możliwości daje nam taka pogoda? Dlaczego zamiast cieszyć się życiem doszukujemy się w nim samych negatywów? Czy Polacy z natury są pesymistami, czy w czym rzecz? 

Na koniec grafika, która zainspirowała mnie do tego niewiele wnoszącego do Waszego życia wpisu ;-P


Ja ogłaszam czerwiec miesiącem bez narzekania, marudzenia, ględzenia, i czarnych scenariuszy! Jest gorąco, człowiek poci się jak dziki bizon, ale kurde! Cieszmy się tym, można wyjść, poopalać ciałko, ruszyć tyłek z fotela, w którym niektóre nołlajfy spędzają większość czasu (pozdrawia Was nołlajf naczelny!). 


Często marudzicie? Na co najczęściej? Staracie się z tym walczyć czy jest to dla Was tak normalne, że nawet tego nie zauważacie? 

Na moich paznokciach zakwitły kwiaty. Klub paznokciowy, tydzień XXII.

Dawno nie było żadnego zdobienia, nie ma się co dziwić skoro moje zdolności artystyczne są tak małe, że właściwie ich nie ma.
Jednak z racji tego, że na dzień dzisiejszy i tak miałam kwiaty namalować idealnie nadadzą się one do Klubu Paznokciowego.
Jak wyszły? Mocno średnio, bo o tyle o ile jakieś ombre, galaxy nails i tym podobne wychodziły mi całkiem nieźle, to wzorek, który trzeba narysować jest dla mnie drogą przez mękę. Jak to wygląda w praktyce?


Ano ni ładniej, ni brzydziej jak tylko tak :-) wiem, że szału nie ma, ale starałam się jak mogłam. Mam nadzieję, że na kolejne tygodnie wzorek będzie jakiś łatwiejszy to się bardziej popiszę.
Post krótki, bo co tu więcej pisać? Możecie powiedzieć mi czy przy takich "zdobieniach" pokazywać jakich lakierów użyłam, czy jest to zbędne? 

A co u Was na paznokciach gości? Lubicie raczej tradycyjne mani czy z odrobiną szaleństwa?

Balsamie o balsamie, czemuż nie robisz nic prawie? Balsam do włosów z pokrzywą zwyczajną, Green Pharmacy.

Bardzo lubię kosmetyki Green Pharmacy do włosów, większość rzeczy jakie miałam, a miałam sporo u mnie sprawdziły się świetnie. Jednak jak to często bywa w całej gamie cudowności musi trafić się coś nie do końca udanego. Takim nie do końca udanym produktem jest dla mnie balsam do włosów zniszczonych, łamliwych i osłabionych z pokrzywą zwyczajną. 



Konsystencja balsamu jest bardzo przyjemna, dość rzadka, ale nie na tyle by spływała z dłoni. Bardzo przyjemnie aplikuje się produkt na włosy, który z nich nie spływa, włosy go szybko "piją". Zapach, tu mogłabym mówić tylko źle, bo o tyle o ile ziołowy zapach w innych specyfikach GP mnie nie drażni (no pomijając szampon przeciwłupieżowy :D), tak ten jest dość odrzucający i bardzo nachalny.
Kiedy użyłam go pierwszy raz już wiedziałam, że się nie polubimy. Byłam przyzwyczajona do tego, że już podczas nakładania odżywki/balsamu moje włosy miękły, stawały się delikatnie i łatwiej było je rozdzielić, w tym przypadku nic takiego nie miało miejsca. Moje włosy bardzo tego potrzebują z racji tego, że po większości myjadeł do włosów jakich używam są bardzo "tępe". Oprócz tego, że źle się nakłada to nie widzę żadnej poprawy stanu włosów po jego stosowaniu.
Znalazłam jednak dla niego zastosowanie i kładę go pod olej gdzie sprawdza się całkiem nieźle, mam wrażenie jakby wzmacniał działanie oleju. Tak więc sam w sobie marny z niego produkt, ale pod olej nadaje się idealnie.
W składzie ma silikon, ale z tych delikatniejszych, dający się zmyć łagodnym szamponem, ma też parafinę, ale oprócz tego znajdziemy też mocznik, oraz wyciąg z łodygi skrzypu polnego.
Jego cena to około 8zł za 300ml. 

Lubicie kosmetyki Green Pharmacy? Mieliście ten balsam? A może polecacie jakieś inne od Green Pharmacy?

Całkiem niezły eyeliner za przyzwoitą cenę. Essence, liquid ink eyeliner waterproof.

Przez dłuższy czas na moim blogu królowały kosmetyki pielęgnacyjne, postanowiłam jednak od czasu do czasu wrzucić recenzję czegoś z kolorówki, która to coraz bardziej mi się rozrasta. Kosmetykiem, którego obsługi uczę się od niedawna jest eyeliner. Nauka idzie mi dość słabo, ale... każdy kiedyś zaczynał! Najbardziej lubię eyelinery w płynie, jakoś najlepiej mi się ich używa. 


Kiedy skończył mi się mój poprzedni liner, z Wibo postanowiłam spróbować czegoś nowego, choć tamten był naprawdę dobry. Wybór padł na Essence, liquid ink, eyeliner waterproof. Zależało mi na czymś wodoodpornym, ponieważ moje oczy mają skłonność do łzawienia (kochana alergia!).
Opakowanie raczej tradycyjne, choć niezbyt poręczne. Z racji tego, że całość jest bardzo krótka, a zakrętka, którą trzymamy przy aplikacji produktu jest dość gruba, bardzo łatwo jest się pobrudzić. Pobrudzeniu dodatkowo sprzyja fakt, że wyciągnięcie pędzelka z opakowania jest dość trudne, niekiedy trzeba porządnie pociągnąć. 


Sam pędzelek jest świetny, nie jest ani za miękki ani za twardy. Jest bardzo cienki, dzięki czemu kreseczkę możemy z łatwością stopniować. Jest na tyle cienki, że ja, osoba której ręce się trzęsą bardzo mocno jest w stanie narysować sobie cieniutką kreskę tuż nad linią rzęs. Konsystencja jest bardzo fajna, nic nie spływa, umieszczony na oku niemalże natychmiastowo zasycha (miałam już styczność z takimi, które spływały). Kolor jest naprawdę czarny, nie grafitowy czy jakiś tam brązowo-czarny, kruczoczarna czerń, bardzo lubię to w eyelinerach. 


No i test wodoodporności ;-) 
Pierwsza kreska to kreska świeżo namalowana, druga kreska jest przetarta wacikiem z wodą, trzecia kreska przetarta wacikiem z płynem micelarnym. Nie ma tragedii, ale jednak całkowicie wodoodporny nie jest. Wytrzymuje jednak z łatwością cały dzień i nie odbija się na powiece
Jeśli zdarzyło mi się uronić łzę kiedy miałam go na oku nie rozmazywał się brzydko co mnie bardzo zdziwiło! Nie tworzył mi efektu pandy kiedy przyłożyłam chusteczkę by osuszyć oko. Po prostu się ścierał nie rozcierając na boki.

Moim zdaniem warto w niego zainwestować, tym bardziej, że kosztuje około 11zł. Dla początkujących będzie idealny, tym bardziej, że pędzelek ma naprawdę fenomenalny. ;-)

A Wy, jakie eyelinery najbardziej lubicie? 

Zapach cytrusów to nie zawsze zapach taniego odświeżacza powietrza. Vanilla Lime, Yankee Candle.

Nareszcie pogoda wróciła do normy i można powiedzieć, że mamy maj! Dodam, że maj jest dla mnie wyjątkowo dobry, bo wpadło w moje łapki kilka paczuszek z samymi cudownościami. ;-)
Jedną z takich paczek jest paczka, którą otrzymałam w ramach współpracy ze świeżutkim sklepem Scented.pl. Jest to sklep internetowy, w którym znajdziecie same cudowności od Yankee Candle i Kringle Candle. W ramach współpracy otrzymałam sześć wosków, które sama mogłam sobie wybrać.
Jednym z nich był ten o którym dzisiaj napiszę. Poszedł na pierwszy ogień, ponieważ byłam go najbardziej ciekawa spośród wszystkich innych. Oprócz Vanilla Lime do pachnącego pudełka wpadły woski: Sweet Apple, Beach Flowers, Clean Cotton, Spiced Orange i Wild Passion Fruit.


Do kupna tego zapachu przymierzałam się niejednokrotnie, jednak zawsze jakoś mi nie było po drodze, bo obawiałam się tej cytrusowej nuty. Jednocześnie mocno kusiła mnie wanilia (o zapachach waniliowych pisałam już dwa razy, Vanilla Satin i Vanilla Cupcake) i odpychała wizja tej limonki.
Z racji tego, że ten zapach był bardzo intrygujący poszedł na pierwszy ogień. Czuć go niemalże od razu po wrzuceniu do kominka, jest to zapach bezpośredni, trochę "narzucający się". Pierwsze co w nim czuć to o dziwo wanilia! Bardzo ładna, taka aksamitna, ciepła, mocno słodka, ale po chwili wkrada się kwaskowata nuta limonki, która nadaje zapachowi wielowymiarowości. Tej wanilii brakowało mi w poprzednich waniliowych zapachach YC. Jednak jest jeden spory minus tego naprawdę ładnego zapachu, jest tak intensywny, że po chwili robi się ciężki i męczący. To wosk, który zaliczyć mogę do najmocniejszych wosków ze wszystkich jakie mam.
Niemniej jednak na chwilę jest bardzo ładny. Sprawdzi się też na pewno w dużych pomieszczeniach, bo w moim małym pokoiku nie ma zbyt dużego pola do popisu.
Jeśli są osoby, które mają chęć na ten zapach, ale tak jak ja boją się kostki do WC to mówię od razu, nie ma się czego bać. ;-)

Macie ten zapach? Jak Wam się podoba? 

PS Przypominam, że aby być ze mną na bieżąco możecie lubić mnie na facebooku i zafolołować na instagramie. Codziennie porcja nowych zdjęć i informacji na bieżąco! ;-)

Gorąca piątka: najchętniej odwiedzane blogi.

W niedzielę dwa tygodnie temu dodałam gorącą piątkę najchętniej słuchanych utworów. Dzisiaj zrobię gorącą piątkę najchętniej odwiedzanych blogów.
Niektóre blogi są bardziej znane, inne mniej ale chyba każdy znajdzie coś dla siebie. Kolejność jest przypadkowa.

1. gorzkasubiektywnie

Pomijając fakt, że gorzką uwielbiam z pobudek czysto osobistych, uwielbiam też jej bloga. Za co? Za zdjęcia, to na pewno, są piękne i chciałabym kiedyś umieć robić zdjęcia równie dobre technicznie, bo co do całej reszty mamy nieco inne wyobrażenie. U gorzkiej znajdziecie zarówno coś o kosmetykach, coś w klimatach lifestylowych i coś o psach (w tym gorzka jest ekspertką!).

2. Atelier Urody


Nie wiedziałam jak przyskreenować Twojego bloga As żeby dobrze było! :-)
Aswertynę lubię czytać, bo.. lubię! To jeden z tych blogów na który wchodząc i widząc niekończącą się notkę nie myślę "Dlaczego ja?", cieszę się bo lubię jej styl i już! Czytając jej bloga się odprężam, wyciszam i od razu mam lepszy humor.

3. Włosowo-kosmetycznie-jedzeniowo


Do Kasi wchodzę głównie po informacje na temat włosów, co można się domyślić ;-) jest ona posiadaczką przepięknych, zadbanych i zdrowych fali. Lubię ją podczytywać ze względu na posty zwięzłe i na temat. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o pielęgnacji Waszych włosów, zwłaszcza jeśli jesteście zakręcone to wbijajcie do Kasi.

4. mrMajlajf 


Do mrMajlajf'a wchodzę już od kilku miesięcy, dlaczego? Popatrzeć sobie na makijaże jakich nigdy sama nie wykonam, niestety. Oprócz makijaży podziwiam też jego cudowne paznokcie, jakich też nigdy nie będę mieć. ;D wychodzi na to, że wchodzę i zazdroszczę, ale nie! Lubię też poczytać rzeczowe opinie i pooglądać piękne zdjęcia.

5. Interesting Details From My World

Najświeższy ze wszystkich blogów, które przeglądam, ale już wiem, że zostanę na dłużej. Świetne zdjęcia, posty napisane w bardzo ciepłym tonie no i ta uśmiechnięta buzia Asi, która wita nas po prawej stronie bloga aż zaprasza do czytania. 

Znacie te blogi? Na jakie Wy najczęściej wchodzicie? 

Zgiń, odejdź, przepadnij dziwaku! Miss Sporty, metal flip 020.

Nie miałam zupełnie pojęcia o czym dzisiaj napisać posta, bo moje paznokcie są tak mocno niewyjściowe, że aż żal ściska wszystko co możliwe. Nie miałam jednak żadnego cudu techniki do paznokci, który chciałabym Wam jakoś wyjątkowo przedstawić to już poświęciłam Wasze oczy i postanowiłam pokazać Wam lakier. Trochę dziwny i na pewno nie dla każdego.
No i dodam jeszcze, że wsłuchując się w głos ludu i korzystając z chwili kiedy nie padało udałam się na zewnątrz i pstryknęłam fotki.


Już w buteleczce widać, że to dziwak, trochę taki nieprzewidywalny. Ma coś z zieleni, z fioletu, z niebieskiego. Wszystkiego po trochę. Chyba to najbardziej mnie w nim skusiło.Zakupiłam go chyba w listopadzie i od tamtej pory dzisiaj pomalowałam nim paznokcie trzy może cztery razy. Dlaczego? O tym będzie trochę niżej.
Pędzelek ma bardzo fajny, szeroki i płaski. Świetnie się nim operuje. Konsystencja lakieru dość lejąca, ale nie bardzo, łatwo się nakłada.


Brzmi fajnie, prawda? No, ale to by było na tyle tych pochwał. Schodki zaczynają się kiedy malujemy pierwszą warstwę, drugą... a tu nadal mało co na paznokciu widać. Krycie ma okropne! Co prawda trzy warstwy wystarczają by płytka nie prześwitywała, ale efekt z butelki to to nie jest, niestety.
Co jest najważniejsze w lakierze oprócz koloru? Dla mnie, jego trwałość. Tutaj lakier też wypada bardzo średnio. Przy poprzednich użyciach jeszcze nie było tak źle (mhmmmm :D), lakier wytrzymywał 2-3 dni, ale dzisiaj przeszedł samego siebie. Zaczął odchodzić płatami po kilku godzinach a miałam na paznokciach zaledwie 3 cienkie warstwy i top.

Jak prezentuje się na paznokciach?



Jak widać całkiem niezły, te trzy zdjęcia to i tak mało by go oddać. Lubię poruszać dłońmi i patrzeć jak się zmienia, ale to chyba jedyne co w nim lubię, no i pędzelek. Żałuję, ze nie wzięłam innego odcienia z tej serii, byłby chociaż ładny.
Dzisiaj, tak jak pisałam wyżej ponosiłam go zaledwie kilka godzin i zaraz przemalowałam na mojego cudownego Essiaka, Super Bossa Nova. <3 to ten róż na poniższym zdjęciu.


Przy okazji chwalę się nowymi lakierowymi dziećmi, które dostałam od najlepszej Kasi świata. Dziękuję jeszcze raz Kochana! ;3

Jak Wam się podoba taki dziwak? Lubicie takie lakiery czy raczej nie?

Miał być bad hair day, lecz nie wyszło. Dzień z życia moich włosów #5

Kiedy tylko spłukiwałam odżywkę z głowy stwierdziłam, że dzisiaj będzie BHD, nie wiem dlaczego, ale tak stwierdziłam. Moje włosy były jakieś dziwne i stwierdziłam, że raczej nic dobrego z nich nie będzie. Nieskromnie powiem, że bardzo się pomyliłam i moje włosy są w bardzo dobrej formie, ale o tym już za momencik.


Mycie: z racji tego, że moje problemy łupieżowe nieprzerwanie trwają, skalp myję szamponem przeciwłupieżowym Green Pharmacy, natomiast długość włosów traktowana jest niezastąpioną Facelle.
Odżywianie: do spłukiwanie wybrałam dzisiaj maskę z Cosmofarmy, której nie ubyło mi nawet pół, całkiem fajna jest ;-) kiedyś naskrobię o niej notkę, natomiast bez spłukiwania, standardowo Joaśka, tym razem w wersji pokrzywy z zieloną herbatą. Zdecydowanie bardziej wolę wersję niebieską, ale skoro jest to trzeba ją zużyć. Bardzo ładnie pachnie <3
Stylizacja: jak widać mój kochany i niezastąpiony żel Lidlowy. Dałam dosłownie ziarenko i wgniotłam we włosy. Następnie na 15 minut ręcznikowanie i zostawiłam do samodzielnego wyschnięcia, raz na godzinę ugniatając. 
Włosy naturalnie schną mi około 4-5 godzin ;-)


Tak właśnie prezentują się wizualnie. Jak widać planowanego BHD nie ma. są dość ładnie i regularnie pokręcone. W dotyku są bardzo miękkie i delikatne, aż chce się dotykać <3 Końce idą do ścięcia i to już niedługo, bo pod koniec miesiąca.

A jak Wasza pielęgnacja włosów w ostatnim czasie?

PS Wolicie zdjęcia kosmetyków na białym tle, czy takie jak były wcześniej czyli na tle 'różnorodnym'?

Całkiem przyzwoity tusz do rzęs. Volume Celebrities mascara, Eveline.

Na samym początku, nim przejdziemy do właściwej treści posta chciałabym bardzo podziękować, bo stuknęło mi 300 obserwatorów. Jestem bardzo szczęśliwa, że jest Was aż tyle. Każdy z nowych czytelników bardzo mnie cieszy i sprawia, że jeszcze bardziej chce mi się pisać i wkładać całe serce w ten mój twór internetowy. <3

Przechodząc do tego o czym pisać dzisiaj miałam zamiar, zastanawiając się nad tematem dzisiejszej notki wywnioskowałam, że bardzo dawno nie było u mnie nic z kolorówki. Wiadomo, że pielęgnacja jest ważna, ale kolorówka wzbudza jakoś więcej emocji i jakoś bardziej każdego ciekawi, przynajmniej takie odniosłam wrażenie.
Dzisiaj postanowiłam napisać o tuszu do rzęs, który w sumie nie jest zły, ale do ideału mu daleko.



Tusz wyhaczyłam na poprzedniej Rossmanowskiej promocji -40%, czyli w listopadzie zeszłego roku. Wzięłam też puder z tej serii, z którego w sumie też jestem zadowolona, ale o tym już może w osobnym poście naskrobię słów kilka.
Nie da się ukryć, że opakowanie przyciąga wzrok, jest złote. Wygląda trochę tandetnie, ale o dziwo bardzo dobrze się trzyma, nie ścierają się ani napisy ani samo "złotko". 


Szczoteczka jest dość duża, silikonowa (zdecydowanie bardziej wolę szczoteczki silikonowe). Bardzo fajnie wyprofilowana. Nie ma trudności z nakładaniem nią produktu. Nie nabiera się na nią za dużo maskary, co miało miejsce przy niektórych tuszach. Ogólnie szczoteczkę oceniam bardzo dobrze. 
Czerń jest mocno czarna, nie jakaś tam grafitowa, po prostu czarna. 


W pierwszej kolejności chciałabym przeprosić za moje nieuczesane brwi i za jakość zdjęć, która jest mocno kiepska. Czasami każdemu się może zdarzyć. :-(

Pierwsze zdjęcie to rzęsy niepomalowane. Na kolejnych jest jedna warstwa tuszu. Jak widać całkiem przyzwoicie wygląda jak na jedną warstwę. Ogólnie trochę skleja rzęsy, ale nie jakoś spektakularnie, miałam gorsze. Nie zauważyłam jakiegoś znacznego podkręcenia rzęs. Może i trochę pogrubia, może i wydłuża, ale nie jakoś bardzo. Jest to tusz bardzo dobry do makijażu delikatnego, na co dzień w którym chcemy tylko delikatnie podkreślić rzęsy. Myślę, że jeśli przeczesalibyśmy rzęsy po pomalowaniu efekt byłby całkiem niezły.
Małym minusem jest to, że tusz trochę się osypuje, może nie tworzy efektu pandy, ale jednak.

Cena regularna to około 11zł. Dostać możemy go tam gdzie jest kolorówka Eveline, czyli na przykład w Rossmanie, aczkolwiek nie w każdym ;-)

Miałyście ten tusz? Jaki jest Waszym numerem jeden? 

PS Czy wielkość zdjęć teraz jest odpowiednia czy jednak lepsze były mniejsze? 

Świeca jak marzenie. Średni słój A child's wish, Yankee Candle.

Powinnam zacząć od wosku, ale w sumie niewiele mogę na jego temat powiedzieć oprócz tego, że był słaby i niemalże niewyczuwalny. Całkiem możliwe, że to mi trafił się felerny egzemplarz, nie zmienia to jednak faktu, że o wosku nie było sensu pisać.
Świeca to jednak zupełnie inna bajka i postanowiłam puścić w świat swoje trzy grosze na jej temat. O czym mowa? O średniej świecy A child's wish (albo Summer wish, bo widziałam i taką nazwę) od Yankee Candle.



Naklejka i kolor mówią nam dużo, a przynajmniej mi. Świeca ma pachnieć świeżo, kwiatowo, ma pachnieć łąką. Czy pachnie?
Zapach na pewno jest świeży i kwiatowy, jednak można wyczuć też delikatną perfumeryjną nutę, która o dziwo nie przeszkadza, ona nawet dopełnia ten zapach. Czuć wyraźnie trawę, taką wilgotną, jakieś słodkawe kwiaty i.. słońce! Naprawdę w tej świecy czuć słońce, nie wiem jak to nazwać, ale je czuć. Pachnie latem, ciepłym popołudniem. Jest to zapach absolutnie cudowny! Idealny zarówno na chłodne wieczory jak i gorące letnie poranki.  W wosku nie dane mi było poczuć to wszystko, jednak świeca uratowała sytuację.
Jedyny minus? Intensywność zapachu. Świeca jest bardzo słaba, jednak wyczuwalna i bezpośrednia. Na mały pokój jest idealna, kiedy przeniosłam ją do sporego salonu nie było szans żeby ją poczuć, po prostu się gubiła.


Dopala się bardzo ładnie do ścianek, bez wspomagaczy. Jedynie przy pierwszym paleniu musiałam na chwilę ubrać ją w folię aluminiową a przy kolejnych odpaleniach nie było takiej potrzeby.
Świeca jest bardzo wydajna, jak wszystkie świece YC chyba. Paliłam ją około pięciu razy za każdym razem około 4 godzin i dopalone jest tak do napisu Yankee Candle. 

Dzięki świecy A child's wish awansował do ścisłej czołówki moich ulubionych zapachów. ;-) w pewnym momencie wyprzedził nawet November Rain a to już wyczyn. Gdyby tylko był intensywniejszy...

Mieliście ten zapach? Jak się u Was sprawdza? 

Czo ci czytelnicy? Wyniki ankiety.

Dwa tygodnie minęły jak z bicza strzelił i dzisiaj minęły dwa tygodnie od kiedy dałam Wam do wypełnienia ankietę na temat mojego bloga. Bardzo żałuję, że nie zadałam kilku pytań, ale to może za jakiś czas zrobię ankietę uzupełniającą :-)
Ankietę wypełniło 90 osób czyli naprawdę bardzo dużo. Myślałam, że nie wypełni jej nikt a tu taka niespodzianka. Jest mi bardzo miło.
No to lecimy z podsumowaniem.



Jak widać moi czytelnicy nie mają problemu ze swoją płcią. Wśród Was są także mężczyźni, którym zdarza się tu wpadać, bardzo mi miło i oczywiście zapraszam częściej. :)

Prawie połowa z Was to osoby w moim wieku, jednak są też szalone nastolatki i szalone 30+. Cieszę się, że każda grupa wiekowa znajduje u mnie coś ciekawego!


Jednak mieszczuchy z Was! Trochę Wam tego zazdroszczę, bo ja mieszkam na wsi.


Pytanie, którego trochę się obawiałam i w sumie słusznie. Znaczna większość z Was lubi czytać recenzje kosmetyków co w sumie przewidywałam. Jednak nie sądziłam, że sześć osób zaznaczy, że czytać mnie nie lubi. Przykro się trochę robi, ale rozumiem i przyjmuję to na klatę!

I tu dość miłe zaskoczenie, bo... aż 16% z Was jest ze mną od początku. Jest mi bardzo miło. Większość od kilku miesięcy, ale ciągle są. Uwielbiam Was! <3


Największa część wchodzi kiedy pojawi się nowy post i rozumiem to doskonale, bo często tak robię. Jakaś część jest codziennie, baaardzo mi miło :)

Inne: 

kiedy mam czas (3 razy)
kiedy widzę na pnk zajawkę - Muszę częściej dodawać zajawki, wszędzie! :D
sporadycznie
kiedy znajdę wolną chwilę, kilka razy w mscu
co jakiś czas (2 razy)
nie wchodzę - okej, nie mam pytań ;>
kiedy mi się przypomni 
co najmniej raz w tygodniu 


Jak widać mamy 25 nołlajfów <3 jak miło! Witam, witam. Zawsze to milej ze swoimi :D jednak najwięcej z Was przegląda blogi wieczorem, spodziewałam się takiej odpowiedzi. 


Większości z Was częstotliwości odpowiada, to dobrze. W "inne" wpisywaliście żebym pisała częściej. Niestety, ale to już nie jest możliwe, piszę pięć razy w tygodniu i jak dla mnie jest to naprawdę dużo. Staram się by tematyka była różnorodna i by posty nie były pisane na siłę. Myślałam raczej, że napiszecie bym pisała rzadziej. Tak czy siak miłe zaskoczenie. 

No i tu trochę się zaskoczyłam, bo ponad połowa oceniła wygląd mojego bloga na mniej niż 5. Ja ciągle zachwycam się nowym wyglądem bloga i wydawało mi się, że i Wam on się podoba. Teraz żałuję, że nie zapytałam co Wam się nie podoba, tak.. muszę zrobić ankietę uzupełniającą.

No i teraz pytania na które odpowiedz była w formie tekstu. Oczywiście nie będę wypisywać wszystkich odpowiedzi, bo nie ma sensu. Wybiorę jednak te najciekawsze i na nie odpowiem ;-) 

Jak trafiłeś na mojego bloga?

37 osób zdeklarowało, że zna mojego bloga z wizażu, nie jestem szczególnie zdziwiona, bo wiem ile mam wizażowych odsłon. Dziękuję Kochane moje, że wchodzicie, czytacie i w ogóle, że jesteście <3

To jest jednak najliczniejsze grono. Poza tym kilka dziewczyn trafiło do mnie dzięki portalowi Przepis na Kobietę, kilka dzięki forum dla włosomaniaczek Anwen.
Zdarzały się też odpowiedzi, że po prostu trafiłyście na mojego bloga szukając recenzji jakiegoś kosmetyku w googlu  zostałyście na dłużej. Dużą rolę odgrywa też facebook. Wiem, że czytają mnie też osoby, z którymi znam się osobiście więc również dziękuję. 

Chcesz coś zmienić na moim blogu?

No i tutaj niektóre odpowiedzi mnie zasmuciły, ale nie wszystkie. Większość było, że mam nic nie zmieniać i że dobrze jest jak jest. Dziękuję, cieszę się że wchodzicie tutaj i lubicie mnie taką jaką jestem. Do rzeczy...

Więcej ciepła i sympatii dla czytelników. piszesz że jesteś "dla nas" ale jednak wciąż zachowujesz dystans :) - Ta odpowiedz dała mi najwięcej do myślenia. Wydawało mi się, że jestem sympatyczna, że pisze raczej luźno i bez dystansu. Postaram się to zmienić. 

więcej włosów! kocham cię, twoja mielonka :* - ja Ciebie też :*

Szczerze? Jest naprawdę dobry, zawiera świetne, rzetelne opinie i tematy, które mnie interesują :) - bardzo, bardzo mi miło! Dziękuję ;*

Przydałaby się lepsza jakość samych postów - stylistyka często woła o pomstę do nieba (powtarzanie wyrazów, złe odmiany gramatyczne) - To też zabolało, bo staram się pisać najładniej jak potrafię. Powtórzenia stosuję często i jest to efekt zamierzony, po prostu tak pisze i już. ;-) wiem, że stylistycznie u mnie kiepsko, ale po prostu tak już piszę. Nad odmianami popracuję.

Jak dla mnie ciut za dużo recenzji w porównaniu do bardziej "twórczych" tekstów, również tych kosmetycznych. - Staram się wprowadzać nowe rzeczy, ale jednak z recenzjami idzie mi najlepiej. :)

wszystko - może być ciężko, raczej nie będę próbowała :P 

nigdy nie pytaj, czy ktoś chce cos zmienic u Ciebie. bądź sobą, bo za to maja Cię kochać. Ciebie a nie kogoś, kim sie staniesz dla innych. a poza tym, jeszcze się taka nie urodziła, coby wszystkim dogodziła ;) , pozdrawiam, Cholera Naczelna ;) - Dziękuję Naczelna, masz rację :) jednak lubię się liczyć z czytelnikami.

Częściej pisz i dawaj duużo swoich zdjęć (włoosów, pazurków i w ogóle :D) - Włosy będą, pazurki też. Tylko te drugie muszą odrosnąć :D

Wiesz, że teraz fiolet i mięta są modne w ogrodzie? Masz takiego modnego blożka ♥ pozdrawiam, secc. - Jestem taka fajna <3 i mój blożek!

więcej Ciebie - więcej mnie we mnie? Challenge accepted! :D

Więcej notek przemyśleniowych i nie przejmuj się ,że rzekomo mało osób czyta ,bo to nieprawda :) - mam już kilka w planach, więc będą! 

No i to by było na tyle. Dziękuję bardzo za wypełnienie ankiety. ;-)

Smerfny wysuszacz, dobry wysuszacz! Miss Sporty Nail Expert, turbo dry top coat.

Od pewnego czasu nie wyobrażam sobie malowania paznokci bez wysuszacza, chyba od zawsze sobie nie wyobrażam. Jestem strasznie niecierpliwa i zawsze mi się spieszy, dlatego wysuszacze do paznokci to dla mnie zbawienie.
Wypróbowałam już łącznie sześć wysuszaczy, zdarzały się lepsze i gorsze, niestety w przewadze z tymi gorszymi. Lubię próbować nowe kosmetyki, dlatego gdy tylko na Rossmannowskiej półce zobaczyłam to maleństwo w smerfnym kolorze stwierdziłam, że musi być moje!


Lakier ma bardzo fajną konsystencję, taką delikatnie żelową i takie daje wykończenie. Paznokcie niesamowicie błyszczą po użyciu i są po prostu takie.. ładnie. Nie wiem jak inaczej to ująć. Minusem na pewno może być jego kolor, który jak widać jest niebieski. Barwi on niektóre lakiery, ale nie jest to mocne barwienie. Widoczne jest ono tylko i wyłącznie na białych lakierach, ewentualnie jakieś nude. Na innych, kolor jest zupełnie niezauważalny (ewentualnie ja jestem ślepa, co nie jest wykluczone).
Pędzelek dość szeroki, dobrze się nim operuje, nie ma problemów z nakładaniem. No mogą trochę być kiedy ilość specyfiku spada nam poniżej połowy buteleczki, ale nie ma tragedii.


Producent mówi nam, że lakier będzie suchy już po 60 sekundach. Czy to prawda?
Nie do końca! Raz nawet mierzyłam czas, poświęcając przy tym moje paznokcie i według moich obserwacji lakier suchy jest po około dwóch minutach. Muszę przyznać, że to i tak niezły wynik, ba! Najlepszy ze wszystkich wysuszaczy jakie miałam. ;-) to naprawdę działa, a do tego nie tłuści rąk i nie robi żadnej krzywdy paznokciom.
Tak czy siak swoje zadanie spełnia i znacznie przyspiesza wysuszanie lakieru na paznokciach.

Ja jestem bardzo na tak, do tego stopnia, że jedną buteleczkę już kończę a drugą mam w zapasie. Dostać go możemy wszędzie tam gdzie są szafy Miss Sporty, jego cena to około 9zł.

Jakich wysuszaczy Wy używacie? Sprawdzają się?

PS Ostatni dzień na wypełnienie ankiety ;-) znajdziecie ją klikając TUTAJ.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...