Jednak nie o tym miałam mówić. Jakiś czas temu wpadło mi sporo nowych lakierów a, że nie lubię nie wiedzieć jak sprawuje się coś co mam to szybko poszły w ruch, tym razem o kolejnej nowości czyli o lakierze Garden of Colour, nr 79.
To zdjęcie najlepiej oddaje jego kolor.
Lakier ten jest bardzo oryginalny i na pewno nie każdemu się spodoba. W moim przypadku na początku nie było do niego zbyt dużej sympatii, zdecydowanie bardziej wolę lakiery jasne, żywsze i bardziej.. kolorowe. Ten szarobury brzydal nie złapał mnie za serce więc postanowiłam go postawić na półce i poczekać na jesień i wtedy znaleźć dla niego miejsce na paznokciach.
Jednak moja ciekawość wygrała i postanowiłam go wrzucić i z nadzieją, że trwałość będzie kiepska ponosić dzień i zmyć... wtedy zaczęła rodzić się miłość.
Pod względem użytkowania buteleczka jest bardzo fajna, doceniam pomysł producenta by nie robić gładkiej zakrętki. Znacznie łatwiej się operuje taką jak jest czyli z takimi hm... paseczkami.
Wracając do miłości. Pierwsza fala uczucia przyszła kiedy przejechałam pędzelkiem po paznokciu. Niby taki wąski, niby taki nie mój a taki dobry! To pewnie dlatego, że jest świetnie dopasowany do nie za gęstej ani nie za rzadkiej konsystencji. Pędzelek gładko sunie po paznokciu pozostawiając na nim lakier, jednocześnie nie pozostawiając smug.
Kolejny zachwyt nastąpił w momencie krycia, ponieważ już jedna warstwa byłaby wystarczająca, ale przez moje zboczenie warstwowe i chęć ukrycia ogromnej różnicy kolorystycznej między płytką paznokcia a wolnym brzegiem musiałam położyć warstwy dwie!
Po tych dwóch warstwach wyglądał tak. Nie patrzymy na zażółcone skórki, które odbarwiły się przy poprzednim mani.
Jeśli chodzi o schnięcie to raczej standardowe, na pewno nie było jakieś megaszybkie (jeśli chodzi o pierwszą warstwę, bo na drugą dałam top przyspieszający schnięcie), ale nie było też bardzo powolne. Kilka minut i można ruszać na podbój świata! :-D
No i tak na koniec powiem, że mój plan "zmyję go szybko, bo pewnie i tak się nie utrzyma" poszedł się kochać, bo lakier trzymał się bezbłędnie 5 dni i zmyłam go, bo.. mi się znudził. ;-)
W międzyczasie zdążyłam się w nim zakochać, w jego oryginalności, dziwności i brzydocie.
Ale się spisałam! Chyba brakowało mi blogowania! :-)
Jak Wam się podoba? Lubicie takie kolory?
nie jest taki brzydki ;) jakby go jeszcze z czymś połączyć to w ogóle fajnie by wyglądało :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie, ładny brzydal z niego! :)
OdpowiedzUsuńTaki ladny :o
OdpowiedzUsuńteraz to rzeczywiście brzydal, ale pewnie jakbyś mi go pokazała w listopadzie to bym się w nim zakochała :D
OdpowiedzUsuńSzkoda, że akurat malowanie paznokci to moja baaardzo słaba strona :D
OdpowiedzUsuńŚwietny!
OdpowiedzUsuńMam podobny, ale planuję go zestawić z jakimś radośniejszym, bo ostatnio takiego szaraczka (ciemniejszego) z pomarańczowym zrobiłam i wygląda nadal nieźle :D
OdpowiedzUsuńFajny szaraczek. :) Dowaliłabym sobie po jednym czerwonym do tego na każdej łapce. :)
OdpowiedzUsuńLubię takie kolory czasem mieć na paznokciach :)
OdpowiedzUsuńKolorek piękny :)
OdpowiedzUsuńTaki brudasek, nawet fajny :)
OdpowiedzUsuńBardzo nietypowy kolorek, ale przyznam, że bardzo fajny ;)
OdpowiedzUsuńładny, chociaż nie przekonał mnie aż tak bardzo ;)
OdpowiedzUsuńTaki zwyklaczek, zawsze się sprawdzi ;) Ja osobiście średnio przepadam za lakierami tej firmy :)
OdpowiedzUsuńMa coś w sobie ;)
OdpowiedzUsuńkolor bardzo przyjemny i nie koniecznie na jesień, zawsze przydają się takie neutralne lakiery
OdpowiedzUsuńJa właśnie uwielbiam takie szaro-bure lakiery do paznokci :)
OdpowiedzUsuńTeż tak mam z tymi warstwami;) Piękny kolor:)
OdpowiedzUsuń